Recenzja książki „GlutenFree – gotowanie i pieczenie”

Książka: GlutenFree - gotowanie i pieczenie

Książka: GlutenFree - gotowanie i pieczenieJakiś miesiąc temu kupiłam sobie zestaw 5 książek o tematyce żywienia w chorobach jelit lub stricte na temat diety bezglutenowej. Jedną z nich była książka Christiane Schafer i Sandry Strehle „GlutenFree – gotowanie i pieczenie„, wrażeniami z której chciałam się dzisiaj podzielić.

Zacznę od tego, że sama okładka (kolorowa, błyszcząca i wyglądająca całkiem smacznie) i samo to, że całość jest wydana w kolorze na dość grubym papierze, sprawia bardzo dobre pierwsze wrażenie. Jednak jeśli chodzi o jej zawartość, mam co do niej mieszane uczucia, ale jednak z przewagą tych na plus 😉

Książka zaczyna się od prawie 40 stron w formie poradnika, z którego można się dowiedzieć m.in. tak istotnych informacji, jak:

  • różnice między różnymi rodzajami mąk – z czego pochodzą, jaki mają smak i do jakich potraw można ich używać, więc wiemy już, które mąki lepiej sprawdzą się do słodkich wypieków, które do pieczywa, a które do gofrów czy naleśników. Wspomniano nawet o mące bananowej i mące z łubinu, na które nie trafiłam w innych źródłach. Tuż przed tym zestawieniem dowiemy się, że z zasady ciasto bezglutenowe powinno się składać w 40% ze skrobi, a w 60% z zamiennika mąki, co było dla mnie dość ważną wskazówką;
  • porównanie różnych zagęstników i spulchniaczy – tutaj jednak obok agar-agar, gumy guar czy łupin babki jajowatej, trafiłam na opis produktów takich jak maranta, a wśród środków spulchniających na potaż czy kamień winny. Wydaje mi się, że w Polsce tego typu produkty raczej nie są stosowane, a wolałabym skupić się na tych dostępnych na naszym rynku. Również na zdjęciach znajdowały się wyłącznie niemieckie produkty, a w tekście ich przykłady, np. Optifibre (guma guar). W niektórych rozdziałach odsyłano też po pomoc właśnie do niemieckich grup zrzeszających dietetyków specjalizujących się w dietach przy alergiach i nietolerancjach pokarmowych, aczkolwiek czasem starano się w przypisach dodać wzmiankę o polskich źródłach;
  • lista błędów popełnianych przy wypieku chleba – np. co mogło spowodować, że ciasto się rwie, kruszy, albo chleb wyszedł bardzo suchy lub o niejednolitym miąższu.

Wymienione powyżej punkty to skondensowane w pigułce najważniejsze informacje o diecie celiaków (ale także osób z nadwrażliwością na gluten). Pod koniec poradnikowej części książki znalazło się miejsce na rozdział o problemach z tolerowaniem laktozy i fruktozy przez osoby nietolerujące glutenu, a także o połączeniu diety bezglutenowej z wegetariańską lub wegańską (to połączenie nie było zalecane szczególnie na początku diety). No i tu jest pewne „ale„…

… mimo że autorki wspomniały o tym, że sporo osób z celiakią nie toleruje przynajmniej przez pewien okres laktozy lub/i fruktozy, nie miało to najmniejszego odzwierciedlenia w przepisach stanowiących dalszą część książki. Z trudem mogłam znaleźć przepisy, w których nie znajdowało się mleko czy śmietana, mimo że można było od razu dopisać, jakimi roślinnymi odpowiednikami można je zastąpić. To były tylko przepisy bezglutenowe, ale nie uwzględniające żadnej innej wersji diety, więc sama jestem w stanie skorzystać zaledwie z kilku z nich tym bardziej, że w przepisach tych często są pikantne przyprawy, papryka (której nie mogę) czy wołowina (zdarza się, że reaguje krzyżowo z nietolerancją laktozy). Na szczęście wśród nich jest także przepis na najlepszy dotychczas chlebek bezglutenowy (str. 153), więc już za ten przepis i porady warto było zapłacić za książkę prawie 50 zł (w księgarniach online można znaleźć ceny od 33 do nieco ponad 40 zł). I tu mam kolejne „ale”…

… bo w składzie tego chleba było 1 całe opakowanie świeżych drożdży (bez dopisanej dokładnej gramatury). Gdyby nie to, że w poradnikowej części znalazła się dosłownie jedna wzmianka na ten temat, nie wiedziałabym, że w przepisie chodzi o opakowanie niemieckich drożdży o wadze zaledwie 42 g, podczas gdy nasze polskie opakowanie ma aż 100 g. Mimo wszystko uznałam, że nawet niespełna połowa naszego opakowania to nieco za dużo, dlatego zastosowałam 7 g suszonych drożdży i ta ilość okazała się optymalna.

Podsumowując moją (nie tak krótką, jak początkowo myślałam) recenzję, osoby będące „tylko” na diecie bezglutenowej bez żadnych dodatkowych ograniczeń, najbardziej skorzystają z książki „GlutenFree – gotowanie i pieczenie”. Trzeba jedynie mieć na uwadze wspomnianą już informację o różnicy w gramaturze drożdży oraz fakt, że od czasu do czasu w przepisach znajdują się produkty, o których raczej nie słyszy się w Polsce… a przynajmniej ja musiałam Guglować na ich temat 😉 Z kolei bezmleczni celiacy najbardziej skorzystają z porad stanowiących pierwszą część książki, a szukając ciekawych przepisów będą musieli nastawić się na odpowiednią wiedzę o zamiennikach nabiału.

Napiszcie w komentarzach, na jakich sami jesteście dietach (oczywiście połączonych z tą bezglutenową) i czy sami czytaliście tę książkę, a jeśli tak – jakie były Wasze wrażenia z niej.

Zagłosuj na wpis.

Author: admin